Forum www.ezd.fora.pl Strona Główna www.ezd.fora.pl
Oficjalne forum Ekipy z Danville
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Podróż do polski part 2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ezd.fora.pl Strona Główna -> Sezon 2
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paul19
Administrator



Dołączył: 03 Lut 2013
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:40, 10 Kwi 2013    Temat postu: Podróż do polski part 2

CZĘŚĆ 2



VI



-Fineasz, Ferb! Góry! Ale tym razem jakieś sensowniejsze!

Chłopcy wyjrzeli za okno. Ola siedziała obok nich i wskazywała przed siebie. Widok był cudowny- pagórki porośnięte trawą, liczne lasy i wzniesienia. Paweł przebudził się ze snu i zaapelował:
-Bieszczady. . . Przynajmniej tak myślę.
-Bieszczady. . . Hmm.
Dzieci wysiadły z (jak to powiedział Paweł) Polskich Kolei Ponaddźwiękowych i powędrowały w stronę lasu i pagórków.
-To dziwne uczucie- rzuciła Olly.
-Ale co?
-Czuję się, jakbym już kiedyś tutaj była. Tylko nie pamiętam jak, kiedy. . . I dobrze pamiętam jedną melodię. Z tego co mi świta w umyśle, ktoś był wtedy obok mnie. . . i grał. Na harmonijce. Wtedy to pokochałam. Naprawdę dziwne. Szkoda, że za nic nie mogę sobie tego przypomnieć.
Ola usiadła na skale, wyjęła z kieszeni harmonijkę i zagrała cztery wpadające w ucho dźwięki.
-Ale to sobie przypomniałaś! Dawaj, śmiało, zagraj całą melodię!- Zachęcił ją Fineasz.
Ola uśmiechnęła się lekko, po czym zagrała. Zagrała tak czysto, jak żaden profesjonalista by tego nie zdołał zrobić. W odstępach pomiędzy dźwiękami harmonijki dało się słyszeć nucenie dziewczynki.

Zabieszczaduj dzisiaj z nami. . .
Niech pokłonią ci się połoniny
Zabieszczaduj razem z aniołami
Głos swój kieruj do górnej Bydliny
Zabieszczaduj znowu z nami
Tutaj czas anielsko płynie
Każdy potok gada z aniołami
O niebiańskiej wspomina krainie. . .

***

-No dawaj Cusco! Teraz twoja kolej!
Pies pomazał swoją sierść ketchupem oraz jajkiem. Narysował sobie markerem śmieszne iksy zamiast oczu i czmychnął na ulicę. Rozłożył się na środku asfaltu i zaskrzeczał:
-Pomocy. . . Pomocy. . .
Kilka chwil później stał przed nim tłum wzdychających i płaczących ludzi.
-Ojej! Biedny piesek. . .
-Spotkał go tak okrutny los. . .
-Jaki niegodziwiec śmiał go potrącić. . . ?
Nagle Cusco zaczerpnął łapczywie powietrza, złapał się lewą łapą za serce i ogłosił:
-Ludzie drodzy, ja. . .Ekhe! Umieram, ekhe! Ale jeśli chcecie mi pomóc, przyjdźcie dziś o osiemnastej na ulicę Marszałkowską i . . . Ekhe! Świętujcie patriotyczną paradę.- zdusił uśmiech i podał gościom mnóstwo kolorowych ulotek- Zabierzcie dzieciaki, będzie smażona kukurydza, pamiątki i konkurs kolorowania twarzy. Wstęp tylko z legitymacją!
***

Fretka oraz Albert pędzili z prędkością dźwięku wielką, metalową maszyną, którą zbudował chłopak, prosto do centrum Warszawy.
***

-Posąg z lodu! Cudownie!- Dundersztyc stał tuż obok swojej lodowej repliki.- Jeszcze tylko kilka atrakcji i koniec na dzisiaj. Pora zacząć erę zła!- spojrzał ukradkiem na agentów P- Pepe, Perełko, chyba was tu zanudziłem na śmierć. Może poszlibyście zagrać w Dunder-bilard? Bardzo wciągające, polecam. A i wiecie co, zdążyłem stworzyć przemieszczoróżnorzeczonator i nie muszę zamawiać tych wszystkich rzeczy przez telefon, gdyż doszło do mnie, że ci dostawcy są po stokroć durni. No to miłego ostatniego w waszym pobycie w Pałacu Zła! Bawcie się dobrze!- po czym wypuścił agentów na wolność.
Gdy sobie poszedł, Pepe i Perełka wymknęli się do najbliższej Sali- Sali Tronowej.
I właśnie odbyli najdłuższą podróż w swoim życiu na totalnie wypolerowanej podłodze.
***

-Cisna, Pamiątki i Twoi Właśni Patroni Duszy.- Fineasz przeczytał napis na jednej z chatek- Miejscowość nazywa się Cisna. Chodźmy poznać patronów naszych dusz!
Ekipa pobiegła we wskazane miejsce. W środku pachniało frytkami i sałatą. Ściany były zrobione z drewnianych bali, a naokoło nich stały wystawy z drewnianymi strugankami.
-Łoo! Patrzcie!
-Ciekawią was patroni dusz? Chcielibyście poznać swoich?- zapytała ich sprzedawczyni która pojawiła się przed nimi jakby wyrosłą z ziemi.
-Pewnie, proszę pani. Czy można. . .- urwała Olly.
-Oczywiście! Tobie młoda damo nie sugeruję nic innego jak Dusiołka Kończynkę.
-Że. . . Co?
-Dusiołek to nieistniejący bożek według dawnych wierzeń mieszkańców Bieszczad. Występuje w formie talizmanu. Jest ich kilka, a dusiołek Kończyna symbolizuje szczęście w pisaniu wierszy i miłości. Proszę, daję ci go na szczęście!- wręczyła Oli drewnianego niby-bożka. Ola niestety upuściła go jak poparzona.
-Ojć. . . Przepraszam?
-To. . . Mi się chyba jeszcze nie zdarzyło! Choć w sumie nie, raz. . . Ale to dawno.
-O czym pani mówi?
-Zazwyczaj dusiołki same wybierają właściciela. Tak jak Koniczynka. Ale ty nim nie jesteś.
-Nie jestem?
-W jej przypadku jak widać nie. Jak dotąd były dwa takie przypadki.
-Więc jestem wyjątkowa- zaśmiała się Olly- A jaki był ten pierwszy?
Kobieta zamyśliła się.
-Kiedyś przyszedł do mnie chłopak, mniej więcej w wieku dwudziestu lat. Wydaje mi się, że potrzebował, no, specjalnego dusiołka.
-Czyli?
Sprzedawczyni wyjęła zza lady drewniany, twardo wystrugany kołek. Na nim zdawało się widzieć twarz pełną loków i zdumiewające skrzydła za szatą.
-Oktaryn. Dusiołek talizman wyobraźni i anielskiej duszy. Prawdziwa magia.
Podała dusiołka dziewczynce, a ta chwyciła go drżącymi rękoma. Nie upadł jej.
-Schowaj go lepiej w czerwoną chustę- powiedziała- Inaczej szczęście nie zadziała.
***

-Jak to nie ma już Łowickich strojów?? Mam się przebrać ca kolejarza z Wąchocka?? Jak zabrakło wam świniaków na dorożki, to jakoś mogłem przeżyć, ale to już szczyt! Wandalizm! Zaniżacie moje kompetencje!- darł się Cusco do telefony zamawiając to co trzeba na nadchodzącą Polską Paradę Kulturową.
W końcu rozłączył się i rzucił telefon Sanchemu.
-Nie zdążymy na czas, nie da rady. Brakuje nam jeszcze kóz do mlecznego zaprzęgu, a kucharz dopiero co zaczął pracę nad piernikowymi replikami polityków. Potrzebujemy do tego jeszcze jakiegoś niezłego wejścia. Pokaz grania na gwizdałkach?- pies wyjął z kapelusza słomiane gwizdki i dął w nie ile sił w płucach.
-Oj Cusco. . . Weź to ode mnie . . .- Sancho zatkał sobie uszy.- Mam już pomysł. Możemy spektakularnie zaśpiewać coś na paradzie.
Pies zastanowił się krótką chwilę. -Rotę?
-Nie, durniu- kot walnął się łapą w czoło- Co powiesz na improwizację gitarową?
-Podeszli ułani pod okienko?- zastanawiał się Cusco, nie słuchając wcale kumpla.
***

Agenci P ześlizgnęli się jak dmuchane pontony po wypolerowanej podłodze, przemierzając dziesiątki sal; od klasyki, po rozrywkę. Dotarli do pokoju z obszerną fontanną, której wodę wypuszczał z ust murowany posażek Dundersztyca w balerinkach. Pepe wpadł do niej z pluskiem, a kiedy Perełka śmiała się z niego wniebogłosy, ten pokazał palcem kolejne drzwi- drzwi biblioteki. Zwierzaki otwarli je, a tam, ku ich zdumieniu, znajdowały się księgi własnoręcznie napisanie przez złego naukowca. Tu i ówdzie wisiały także jego zdjęcia i obrazy z dzieciństwa- na jednym widniał Dundek jako krasnal ogrodowy z Baluniem, dalej Dundersztyc szyjący ubranie dla Rogera na krosnach, kolejny był obraz Doofka zajadającego muchomory, podczas gdy jego matka kiwała na niego palcem i wskazywała pusty talerz. Jeżeliby tak się zastanowić, doktorek miał niezłe powody do tego, aby stać się złym.
***

Nad czyściutkim potokiem klęczała Olly, biorąc delikatnie wodę w swe ręce. Przyglądała się swojemu odbiciu i myła dłonie. Obok niej kamienie obrastały mchem, drzewa pięły się wysoko w górę, a jej dusiołek zwisał jej swobodnie na szyi. Jednym, powolnym ruchem zdjęła gumkę z włosów, a te opadły jej za ramiona. Mogła tak siedzieć całe życie i marzyć, gdyby nie to, że ktoś popchnął ja do wody.
Bul bul bul.
Dziewczynka wynurzyła się ze śmiechem na ustach, oraz niemrawym zdziwieniem; rozejrzała się wokoło. Nikogo. Nagle ktoś złapał ją za ręce i wepchnął pod wodę ponownie.
Bul bul bul.
-Kto u licha. . .- zaczęła.
Gdy znalazła się z powrotem na powierzchni, zorientowała się, że nad nią stał Paweł, chichoczący. Jego jasne włosy były całe mokre, podobnie jak ubranie. To, że była cała roześmiana, pozwoliło jej nie zwrócić większej uwagi na to, że chłopiec trzyma ją delikatnie z ręce. Olly, korzystając z tego, że przyrodni brat nie jest skoncentrowany, podcięła mu nogę, a ten wpadł z pluskiem do jeziorka, tuż obok Oli.
-Ha ha, ty głuptasie!
Dziewczyna wyciągnęła go na powierzchnię, a po chwili oboje unosili się na wodzie, trzymając się leciutko za ręce, tak, ze oboje nie zwracali na to najmniejszej uwagi.
-Marzyłaś.
-Marzyłam.
-Lubisz to robić?
-Ale co?
-Marzyć.
-Marzenia to część mojej wyobraźni. Bez marzeń nie mamy swojego świata. Bez marzeń możemy równie dobrze nie istnieć.
-Dość rzekomo powiedziane.
-Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym- Olly zwróciła wzrok ku niebu.- A ty marzysz?
-Nie za często- odpowiedział jej Paweł po krótkim zastanowieniu- Nigdy nie miałem na to czasu lub talentu.
-Phi. Wystarczy to, ze wierzysz. I śnisz. Tu nie potrzebna jest żadna matematyka.
Odczekali jakieś pięć minut w niezręcznej ciszy, kiedy Paweł odezwał się.
-Wiesz, że ładnie ci w takich włosach? Jak do ciebie podchodziłem, przez chwilę myślałem, ze to jakaś miejscowa nastolatka.
-Ale jednak zorientowałeś się, że to tylko irytująca ja- uśmiechnęła się Ola.
-No właśnie.
-Głupi jesteś.
-Na serio?
Olly podniosła Pawła i rzuciła go na jeden z kamieni nad poziom wody. Ten jednak zrobił unik i tym razem to on przytrzymał Olę przy ścianie kamienia za dłonie.
-Oczywiście- szepnęła Olly, gdy ramiona Pawła lekko ją objęły.
-PAWEŁ, OLLY! Tu jesteście, o rety, wszędzie was szukamy!- wrzasnął Fineasz jakieś kilka metrów przed nimi.
Olly nagle zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, z tego, że trzymają się z Pawłem za ręce i mieli właśnie się przytulić. O mój Boże, on trzymał ją za ręce. O mój Boże, przytulić.
Dziewczyna właśnie zesztywniała i odmruknęła:
-Już idziemy. Postanowiliśmy lepiej przyjrzeć się krajobrazowi Bieszczad.
-Dobry pomysł, ale nie czas na to- Fineasz wyjął z kieszeni zegarek.- Jest po szóstej, czyli w czasie tutejszym- osiemnastej. Musimy wrócić do domu na czas.
-Za laskiem jest kolejka, aż do stacji- wtrącił się Ferb, który właśnie przechodził wzdłuż strumyka.




VII



Z dziennika Heinza Dundersztyca,
18.05.1979 r.

Kochany Pamiętniczku,

Dziś wybraliśmy się wraz z mamą i Rogerem do wesołego miasteczka. Podczas, gdy oni strzelali sobie z zabawkowych łuków, ja podszedłem do stoiska z rzucaniem do wody. Chwyciłem piłkę i uderzyłem do celu, aby strącić do wody osobę siedzącą na desce. Co jak co, może i udałoby mi się wspaniale rzucić, ale akurat grupka Arabów przechodziło na lewo i. . . Dobra, Ciebie nie da się na to nabr. . . Nie, nie! To byli Arabowie! Widziałem ich i to wcale nie jest wymówka, że nie udało mi się trafić i musiałem wziąć udział w grze jako nie uczestnik, lecz amator do pomocy. Ach, ci przeklęci Arabowie, nie dość, że mają niecne wyrazy twarzy, to jeszcze noszą te nonszalanckie turbany jak jakieś . . . Jacyś ludzie z podejrzanie niecnymi turbanami. Doznałem również całkowitego zdziwienia, gdyż w grze to nie ja wpadałem do wody, ale mną rzucano! Tego dnia nie zapomnę już nigdy!
---Koniec retrospekcji---

BIBLIOTEKA PRYWATNA DR (Heinz, nie zapomnij zapłacić zaliczki za tytuł doktora) HEIZNA DUNDERSZTYCA.

***

Chłodna, morska bryza zawiała od północy, podczas, gdy ekipa maszerowała zatłoczonymi jak diabli deptakami nowo poznanego miasta Polski. Wszyscy mieli ze sobą gigantyczne pontony-jednorożce, motylki w podejrzaną tęczę, no i lody. Mm, pistacjowe. Rodzice ciągnęli za ręce swoje wrzeszczące, uciążliwe bachory, tłumacząc im między innymi to, że długopisy powodujące kopnięcia prądu oraz kolorowe gluty można kupić w sklepiku naprzeciwko z atrakcyjniejszą ceną.
-Jeśli tylko wydostaniemy się z tego składowiska, dopilnuję zemsty za zabranie mnie tutaj- mruknęła Olly.
-Patrz mamusiu, czuję morze!- wrzasnęło jedno z dzieci.
-Oo, naprawdę?? To dziwne, a może jesteśmy w Gdańsku?- Ola odezwała się ironią.
-Cicho siostro, sam też chciałbym zobaczyć morze; w Ameryce są same zatoki i oceany- oznajmił Fineasz.
-Jaki problem, morze jest zupełnie takie same- mruknęła w odpowiedzi.
-Nie bądź taka mądra, sama pewnie morza na oczy nie widziałaś- odezwał się Paweł- A to jest Bałtyk, polski kochany Bałtyk.
Ola pokazała mu język, po czym poczłapała w stronę zapiaszczonych już drewnianych schodków na górę. Na samym ich szczycie widok był cudowny- pomijając fakt, że miliony opalających się ludzi zasłaniało doszczętnie piasek- wzburzająca się woda, wszędzie pływające materace i boje.
-Powodzenia z szukaniem miejsca na koc- burknęła Olly, biorąc parawan pod pachę.
***

Ludzie wyczekiwali parady kulturowej. Dzieciaki biegały tu i ówdzie w poszukiwaniu stoisk z lemoniadą, aż na ulicy nie pojawiły się wielkie platformy- na pierwszej widniała wielka polska flaga, dalej króliczek wielkanocny, piernikowe bałwanki i wiele innych.
-Żałuję że nic innego tym cukiernikom nie zostało- mruknął Cusco do Sancha, który siedział obok niego na platformie z królikiem.
-No cóż, ale sam pokaz nie wystarczy. Pozycja z balonami gotowa?
-Powinna być.
-A z serpentynami?
-No.
-To łap za gitarę.
-Co?? Z tego co zauważyłeś, potrafię grać wyłącznie na piszczałkach.
-Taa. . . Piszczałkach. Nie gadaj, dajemy czadu. Mikrofon gotowy?
-Tak, SIR. . .
-Trzy, dwa, jeden, start!

Sancho zagrał znakomitą solówkę na gitarze, po czym zaśpiewał mocnym głosem:

You can't judge an apple by lookin' at the tree
You can't judge honey by lookin' at the bee
You can't judge a daughter by lookin' at the mother
You can't judge a book by lookin' at the cover!

Potem dołączył do niego Cusco:

Oh, can't you see -- whoa, you've misjudged me
I look like a farmer but I'm a lover!
You can't judge a book by lookin' at the cover!

I razem:

( Aww, come on in here closer baby, hear what else I got to say --
You got your radio turned down too low -- turn it up! )

I znowu zaśpiewał kot:

You can't judge sugar by lookin' at the cane
You can't judge a woman by lookin' at her man
You can't judge a sister by lookin' at her brother
You can't judge a book by lookin' at the cover

A potem pies:

Oh, can't you see -- whoa, you've misjudged me
I look like a farmer but I'm a lover
You can't judge a book by lookin' at the cover

Aw, how am I doin', baby?

You can't judge a fish by lookin' in the pond
You can't judge right from lookin' at the wrong
You can't judge one by lookin' at the other
You can't judge a book by lookin' at the cover!

I ostatnią zwrotkę zaśpiewali wszyscy aż cztery razy:

Oh, can't you see -- whoa, you've misjudged me
I look like a farmer but I'm a lover!
You can't judge a book by lookin' at the cover!

Dalej już wszyscy tylko krzyczeli z radości- na niebie unosiło sie mnóstwo balonów i serpentyn.
-No, wypijmy wszyscy lemoniadę!- wrzasnął kot- Za kraj, którego nie wolno oceniać po okładce!
***

-Suńcie się do jasnej Anielki!- wrzasnęła Ola przedzierając się przez tłum plażowiczów.
-Spokojnie, opanuj się- powiedział Fineasz.
-Chciałbyś- mruknęła- Chodzimy w poszukiwaniu miejsca już jakieś 20 minut, a ja już jestem spalona.
-Ale. . .-urwał- Spójrz, tam jest miejsce!
Chłopcy, a za nimi Olly, wgramolili się na pół metra kwadratowego pustej przestrzeni pomiędzy parawanami. Rozłożyli koc i nasmarowali się kremem z filtrem. Olly wyciągnęła się na ręczniku, kiedy z odpoczynku wyrwał ją donośny głos: -Goooootowana kukurydzaaaa! POOOOOPCOOOOORN!
Ola wrzasnęła niezrozumiale coś w stylu, że ma dość, a potem pomknęła ku brzegowi Bałtyku.
-Ola, co ty odwalasz?- zapytał Paweł.
-Muszę ochłonąć!
W porównaniu do czyściutkich zatok w mieliźnie Danville i Newark (skąd pochodziła Olly), polskie morze było nieprzemyślanie zanieczyszczone i nieeleganckie. Tu i ówdzie na podwodnych wydmach leżały potłuczone szkła i kłujące muszelki, w wodzie było pełno wodorostów, zdechłych rybek oraz irytujących meduz. Można oceniać to na różny sposób, ale Ola uznała ten zbiornik za haniebnie niewyrafinowany (w języku czyście milordowym). Zraniła się w nogę za pierwszym postawieniem stopy na brzegu, zachwiała się i wpadła do wody.
-Cholerna płycizna . . . Cholerna płycizna. . . - klęła pod nosem.
Podniosła się na nogi, po czym znów upadła; tym razem z powodu Ferba, który postanowił wykonać potrójne salto i wylądować w wodzie.
-Tylko się nie zdziw jak złamiesz nos, bracie- mruknęła dziewczynka.
Ferb był na tyle świetnym pływakiem, aby poradzić sobie z takim wyjściem. Po krótkiej chwili do rodzeństwa dołączyli Paweł i Fineasz, nurkując i wpadając do wody na główkę. Blondyn rozkoszował się widokiem starego, dobrego, polskiego Bałtyku. Lecz chyba jako jedyny. Lub tylko jedna osoba nie była tym zachwycona.
-To. Jest. Jakiś. Żart.- zaskomlała Olly- Już nawet w Zambii mogę spodziewać się lepszego morza.
-Czasami lepiej spostrzegać świat z lepszej strony- zauważył Paweł.
-Ja nigdy nie. . .- zaczęła Olly, lecz urwała, gdyż podpłynęła do niej pewna dziewczynka i dźgnęła ją w rękę.- Czego chcesz?
-Depczesz mi po moim pontoniku- pisnęła.
Ola wybuchła na to wrzaskiem i czmychnęła zbulwersowana w stronę plaży, przy okazji krzycząc coś w stylu: Mamy się stąd zaraz wynieść bo oszaleję.
-Cóż, jak widać mieszczuchy nie czują morza.- odezwał się Ferb.
-Ani gumowej kaczki pod stopami- dodał Fineasz.
***

Z dziennika Heinza Dundersztyca
Kolejny bezsensowny dzień

Kochany Pamiętniczku

Dziś wstałem rano, kiedy mama kazała mi znowu przewinąć brata i podlać muchomory. Założyłem moją różową sukienkę i czmychnąłem do ogródka, kiedy ojciec oznajmił, że wybierają się z matką na spotkanie religijne z krawcem (?). Potem zgłodniałem i udałem się do lodówki. Zobaczyłem tam pasztecik i szyneczkę oraz oliwki- rozpromieniłem się. Zacząłem robić mój specjał, który przyrządzamy w domu od pokoleń- mięsnego jeża. Mięsny jeż to moje ulubione danie. Zawsze gdy robimy go z mamą, śpiewamy: mięsny jeż, mięsny jeż, ty go zjesz, ty go zjesz! On jest taki przesłodki!

Perełka zamknęła pamiętnik doktora z niesmakiem, kiedy drzwi otworzyły się i wszedł do nich Heinz. Agenci P schowali się na jedne z półek za książkami, a Dundersztyc zaczął grzebać w jakichś starych pudłach. Nie minęła chwilka, a Perełka lekko ruszyła łapą, przez co cały regał się zawalił zlatując na kolejne- teraz biblioteka wyglądała jak gigantyczne domino.
-Pepe i Perełko! Grzebiecie w moich rzeczach?? A żeby was, a ja dałem wam wolność!
Doktor gwizdnął donośnie, a zaraz w drzwiach pojawiły się dziesiątki dziobako-robotów z Wieśkiem na czele.



VIII



Ekipa siedziała sobie w pociągu relaksując się pięknym zachodem słońca. Olly cały czas była trochę roztrzęsiona, ale w końcu coś dało jej siły aby spojrzeć przez okno. Zaparło jej dech. Na dworze krajobraz zmienił się w miastowy- wszędzie bloki, piękne parki, centra handlowe. . .Właśnie przejeżdżali przez gigantyczny most nad rzeką. Pięknie.
-Łaaał- wydusiła z siebie dziewczynka.
Chłopcy również spojrzeli w okno i ich zachowanie było podobne. Aż chciało się śpiewać, na cześć Warszawy- stolicy.
Może tylko się tak wydawało, ale cichutko ktoś włączył przenośnie radio. Nuty muzyki ochoczo wpłynęły do uszu Fineaszowi, Ferbowi, Oli i Pawłowi.

Mam, tak samo jak ty,
Miasto moje a w nim:
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam, kolorowe sny
Kiedyś zatrzymam czas
I na skrzydłach jak ptak
Będę leciał co sił
Tam, gdzie moje sny,
I warszawskie kolorowe dni

Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak, przywita pięknie nas
Warszawski dzień

Mam tak samo jak ty
Miasto moje a w nim:
Najpiękniejszy mój świat
Najpiękniejsze dni
Zostawiłem tam, kolorowe sny

Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak, przywita pięknie nas
Warszawski dzień
Warszawski dzień, warszawski dzień

-Wysiadamy. . . W tej chwili!- rozkazał Fineasz.
Ekipa wysiadła, mając przed sobą tabliczkę z napisem Śródmieście. Przed nimi widniał piękny Stadion Narodowy, po drugiej stronie Wisły. Za nimi można było dostrzec Pałac Kultury i Nauki. Dalej Centrum Nauki Kopernik, największe w Europie, razem z planetarium.
-To gdzie teraz idziemy, panie przewodniku?- zwrócił się rudowłosy do Pawła.
-Hmm. Warto byłoby zajrzeć do fotoplastikonu.
-Foto czego?
-Fotoplastikon- odparł Paweł- pokaz zdjęć starej Warszawy. Albo do Pałacu Kultury.
-O nie!- krzyknęła Ola- Tylko nie w to przeklęte miejsce.
-Coś nie tak?
-A tam, dostałam moją pierwszą pałę jak to omawialiśmy na historii.
***

Fretka i Albert zatrzymali się w końcu na deptaku, przy jakimś centrum samochodowym w Warszawie i chłopak wyjął z bagażnika odlotowego ścigacza mały wichajster, który po naciśnięciu guzika zamienił się w kilkunastometrową maszynę. . .
-Przyłapującą- pochwalił się Albert- Tak, zakapuje twoich braci raz na zawsze. Zaraz zbiornik paliwa się napełni, a Polską wstrząśnie nowa fala. Fala przyłapania.
***

-ZARAZ WAS ZŁAPIE, AGENCI Z ORGANIZACJI BEZ FAJNEGO SKRÓTU!!!! POŻAŁUJECIE, ŻE ZE MNĄ ZADARLIŚCIE!- wrzeszczał Dundersztyc, goniąc Pepe i Perełkę wraz z armią dziobako-robotów.
Agenci uciekali ile sił w nogach przed nimi, kiedy suczka oznajmiła Pepemu, że ucieczka nie ma mniejszego sensu. Trzeba walczyć. Zawrócili więc i wkroczyli do akcji, rzucając się na roboty, które z hukiem upadały na drewnianą podłogę pałacu. Cała armia była już praktycznie w proszku, kiedy Dundersztyc osobiście rzucił się na agentów. Ci uciekli do najbliższego okna i wleźli spanikowani na dach Pałacu Zła. Doktor czmychnął za nimi. Rozpoczęła się gonitwa.
***

-Uuu! Dzisiaj promocja- nowe zdjęcia Pałacu Kultury w zniżce!- rozpromienił się Paweł przykładając twarz do szklanej ściany obok wejścia do fotoplastikonu.
-Suuuper- mruknęła Olly, ale weszła do pomieszczenia razem z rodzeństwem.
Kupili bilety i rozsiedli się na taboretach oglądając mechanicznie poruszające się zdjęcia. Przedstawiały po kolei proces budowania Pałacu Kultury.
-Przepraszam, nie mogłaby pani puścić tego od tyłu?- warknęła Ola, wprawiając innych w śmiech.- Słuchaj, Paweł, nie chcę cię urazić, ale Polska to. . . żałosne państwo. Wieś. Może jestem przyzwyczajona do Ameryki, ale nie wiem, co ty w tym widzisz. . .
Blondyn spuścił głowę.
-Rozumiem. Nie każdy może się zakochać w Polsce.
-Idę się przejść. Trochę źle się czuję.
-Ok. Tylko zastanów się. . . no wiesz. . . co ja mogę o tym myśleć.
Ola nie odpowiedziała, tylko prędko udała się do drzwi wyjściowych. Znalazła się na jak zwykle zatłoczonej ulicy Marszałkowskiej, gdzie promieniał Pałac Kultury- gdy nikt jeszcze nie wiedział, że wkrótce zamieni się w Pałac Zła Dundersztyca- a obok gołębie odnajdywały drogę w mroku wieczoru. Smutek Olly pozwalał jej na ciche nucenie pod nosem.

Pisałam jedną z ról
Ty miałeś ją grać
Kurtyna spadła w dół
Ja tu, a Ty tam

Jak z czarno-białych klisz
Świat nasz leci w dal
Niuanse poszły precz
I happy end. . .

To jest komedia
Bez sali, ekranów, bez lamp
Scenariusz przepadł
Zabawa nie klei się nam

Sentymentalny styl
Jak starej lalki but
Co zwisa z rampy tak
Jak łza z mych ust

Motyle, daktyle, kołyska,
Ptak, miska i miód
Od razu zapomnij o łzie
Która spada z mych ust

To jest komedia
Bez sali, ekranów bez lamp
Scenariusz przepadł
Zabawa nie klei się nam

Słomiany obłok śpi
Na oknie pachnie wiatr
Na didaskaliach deszcz
Rozmazał parę spraw

To jest komedia
Bez sali, ekranów bez lamp
Scenariusz przepadł
Zabawa nie klei się nam

Bez sali, ekranów bez lamp
Scenariusz przepadł
Zabawa nie klei się nam. . .

Ola zapewne nuciłaby dalej, może nie powstrzymywałaby się nawet od głośniejszego śpiewania, ale coś zwróciło jej uwagę. Coś, jakby. . . Cień, gigantyczny cień przebiegający po deptaku. Cień jakiejś maszyny.
Podniosła głowę. Nic takiego. Ha, pewnie jej się przewidziało.
Jak się myliła!
Usłyszała rumor, jakby zardzewiałe drzwi otworzyły się gdzieś w oddali. I znowu. I znowu. Coś było nie tak.
Podniosła głowę ponownie. Zamarła. Wielka maszyna stała z kilometr dalej, gdzie ludzie uciekali w popłochu. Słońce całkowicie już zaszło, a Olly po czole zaczęły spływać pierwsze krople potu.
-Fineasz. . . Ferb. . .Paweł. . . Musicie to zobaczyć- szepnęła, nagle przypominając sobie, że jej rodzeństwo zostało w fotoplastikonie.
Cos pociągnęło ją w tył, przec co upadła na plecy. Rozejrzała się w panice, ale naszczęście rozpromieniła się widząc, co to było.
-Sancho! Cusco! Jakiś długi był ten wasz spacerek! I daleko zawędrowaliście od tego lasku, nie ma co!
-Oj tam oj tam- powiedział pies- Najważniejsze, że już jesteśmy razem. Gdzie reszta?
-Jestem sama, ale nie w tym tkwi teraz problem- przełknęła ślinę- Spójrzcie tam.
Wskazała palcem zmierzającą ku nim maszynę, a kot wydał głuchy okrzyk.
-Co to jest?? Musimy coś zrobić! Ludzie oszaleli!
-Taa. Tylko co!
-Chodźmy- kot wziął Olę i Cusca za ręce i wszyscy razem pobiegli w stronę miejsca zdarzenia.
To, co zobaczyli po kilku chwilach, odebrało im głos. Na szczycie maszyny siedziała Fretka, siostra Fineasza i Ferba, a obok niej jakiś nastolatek w okularach i długich włosach.
-A-a-albert. . . ?- zdziwiła się Ola.
-Skąd go znasz?- zapytała rudowłosa.
-To przecież brat Irvinga! O mój Boże, Albert, co to ma być??- wrzasnęła dziewczynka.- Fretka, nie rozpoznałaś go??
-Ani trochę- stwierdziła zakłopotana- To znaczy. . . To nie jest teraz istotne. Mój plan przyłapania chłopaków wreszcie się ziści. Dzięki Albertowi.
Olly spojrzała na kujona kątem oka.
-A co ty tak w ogóle masz zamiar zrobić?
-Ha. Pytanie. Zdobędę serce Fretki i pozbędę się tych durnych Fineasza i Ferba, a co! Wcale nie podoba mi się to, co robią. To JA chciałem zrobić cos dla techniki. Z nimi nie mam szans.
-Co?? Ale to zwykła zazdrość!- wybuchła brunetka.
-Może i zazdrość- zaśmiał się Albert- Ale zemsta jest słodka.



IX



-Masz. Mnie. Puścić!- wrzeszczała Olly, kiedy maszyna Alberta podniosła ją kilka metrów w górę.
-Nie chcę, aby ktoś mi przeszkadzał, nie zrozum mnie źle. Wypuszczę cie , kiedy zrobię swoje.-spojrzał na Cusca i Sancha- Was nie muszę powstrzymywać, jesteście tylko małymi, głupimi zwierzątkami.
-Hej, ja mam uszy!- zbulwersował się Cusco.
-A więc wy też jesteście wynalazkiem braci Fletcher. Milusio.
-Żedne wynalazki, tylko moje zwierzaki- warknęła Ola- San, Cus, bierzcie go!
Agenci specjalni skoczyli na maszynę, no, w sumie tylko Cusco, bo Sancho miał lęk wysokości (więc ograniczył się do kopania robota w mechaniczne nogi). Pies wdrapał się na szczyt i zabrał z niego zdezorientowaną po tym wszystkim Fretkę i postawił są na ziemi.
-Ha ha, tak łatwo wam się nie uda!- zaśmiał się Albert.
-To chyba jeszcze nas nie znasz!- odezwał się jakiś głos z tyłu.
Wszyscy obrócili się i ujrzeli Fineasza, Ferba oraz Pawła, którzy zobaczyli co się święci i podsłuchali całą rozmowę.
-Puść ją, bo pożałujesz- wycedził blondyn.
-Ciekawe co mi zrobisz? Opowiesz mi suchara?
Paweł zapewne rzuciłby się na niego, ale powstrzymał go jakiś facet po czterdziestce spadający z nieba. Spadł prosto na maszynę, która po chwili oszalała i zaczęła kręcić się w kółko. Był to facet w białym kitlu. Wstał, otrzepał kolana i warknał:
-Przeklęci agenci. . . Przeklęty Pałac. . . Przeklęty dach. . . Przeklęte sandały łatwo ześlizgujące się po dachówkach!- nagle spojrzał na osłupioną ekipę, Fretkę oraz Alberta.- Eee yyy. . . Dzień dobry.
-Pan aptekarz!- rzuciła Fretka.
-Oho, widzę tu jakieś zebranie rodzinne. To eee, nie przeszkadzam- wycofał się doktor.
Nagle coś rzuciło się na niego- jakieś dwie plamy; jedna czarno-biała, druga w kolorze zielonym. Obie miały agenckie czadowe kapelusze, ale gdy zobaczyły towarzystwo, od razu je zdjęły.
-Pepe! Perełka!- krzyknął uradowany Fineasz- Tutaj jesteście!
Dundersztyc spojrzał ukradkiem kto siedzi na jego plecach, a gdy zobaczył suczkę i dziobaka, mruknął:
-Dałbym głowę, że to agenci. Ale jak widać to tylko zwyczajne zwierzaki. A sio!
Heinz odgonił ich ze swych barków, po czym wstał ponownie: -Może pożyczyć wam swoją maszynę?
-Z jakiej okazji?- zapytał Albert.
-Tak sobie pomyślałem, no bo wasza tak jakby dziwnie się zachowuje.
Wszyscy spojrzeli na maszynę Alberta, która wirowała w kółko i strzelała swoimi promieniami gdzie popadnie. Spowodowało to mały problem. Mały, do czasu kiedy promień uderzył Pałac Zła Dundersztyca (wciąż jeszcze nieoficjalny). Nagle wszędzie wokół niego nadjechały gliny. Weszli do środka, a potem zaczęli wrzeszczeć na cały głos:
-Nakaz aresztu doktora Heinza Dundersztyca, który zbezcześcił atut naszej stolicy! Łapać go!
Policjanci rzucili się na doktorka, a ten zaczął uciekać w popłochu.
-Heh, kto by pomyślał. Moja maszyna działa- uśmiechnął się Albert, po czym zwrócił ponownie ku ekipie.- Poczujcie się PRZYŁAPANI!
Próbował skierować promień maszyny ku chłopcom, ale bezskutecznie. Kolejny promień uderzył w niego. Albert poczuł, jakby piorun przebiegł mu po całym ciele. Otrząsnął się i obejrzał wokoło. Nie minęła sekunda, jak leżał związany za nadgarstki i kostki grubą liną.
-Co jest?- wydusił.
-Hejo, braciszku. Nareszcie przyłapany, hę?
-Irving?- Albert wybałuszył oczy, spoglądając na swego rozmówcę. Obok niego było jeszcze kilka innych postaci. Fineasz i Ferb prędko je rozpoznali.
-Buford! Baljeet! Izabela!
-Tak jest!- Izabela kopnęła maszynę do przyłapania, a ta rozpadła się na milion kawałków. Z jej szczytu zleciała Olly, która była wcześniej przyczepiona do ręki robota, a złapał ją Paweł uśmiechając się do niej i stawiając ja na ziemi.
-Łaa, tego się nie spodziewałam. . .
-Co wy tak w ogóle tu robicie?- zapytał Fineasz- Bo coś trochę sądzę, że wasze przyjście nie było sprawką maszyny Alberta.
-Długa historia- odparł Baljeet- Kiedy Irving ze swą monitoringową obsesją powiedział nam, że Albert ma niecny plan pozbycie się was, ruszyliśmy wam na ratunek do Polski. Użyliśmy waszego zepsutego teleportera. Naprawiliśmy go i teraz jest jak nowy.
-Udało wam się?- ucieszył się Fineasz.
Ciemnoskóry pokiwał głową i wyciągnął naprawiony teleport z kieszeni. Po chwili niezręcznej ciszy, odezwał się Albert:
-No. Dzięki mojej maszynie znaleźliśmy się tu wszyscy razem.
-Nie- odezwała się Olly.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem, kiedy zaczęła im tłumaczyć:
-Wiecie co, zdziwiłam się wcześniej, dlaczego maszyna Fineasza i Ferba uznała Polskę za najdziwniejszy kraj. Nie dlatego, że drogi tu przypominają podłoże Marsa, a ceny paliw. . . No, wiecie o czym mówię. Uznała za najdziwniejszy dlatego, że tutaj spełniają się marzenia. Jeszcze przed kilkoma chwilami myślałam, że Polska to totalna wiocha. Jednak te wydarzenia dały mi do przemyślenia, ze patrzyłam na sprawę ze złej strony. Nie warto jest oceniać książki po okładce. To nie przypadek zebrał nas tu wszystkich, tylko pewien fakt. Fakt, że marzenie Pawła wreszcie się spełniło. Przybył odwiedzić swój ukochany kraj z przyjaciółmi. I udało się. Teraz powinniśmy to uczcić. Co wy na to?
Ekipa uśmiechnęła się do siebie, nawet Fretka i Albert. Nagle przed nimi stanęło czworo nastolatków- troje chłopców o brązowych włosach, z czego dwoje miało okulary, i dziewczyna, również brunetka w okularach.
-Oo, przydadzą wam się te części?- zapytał jeden z chłopaków.
-Ee, wydaje mi się, że nie- odparł Paweł.
-To świetnie, pozwolimy sobie je wziąć. Ola, wiem co dziś będziemy robić! Zrobimy jakiś super czadowy wynalazek jak to robią Fineasz i Ferb!- zawołał drugi.
-Czy ja dobrze słyszałem?- Fineasz podrapał się po głowie.
-Hm, jak widać, mamy już swoich pierwszych fanów- stwierdził Ferb, a co wszyscy wybuchli śmiechem.
***

Ekipa wędrowała swobodnie ulicami pięknej Warszawy robiąc sobie nawzajem zdjęcia przy Wiśle, pomniku Syrenki i reklamach cen paliw. Przeżyli znakomity wieczór, kiedy Fretka stwierdziła, że nie chce dziś ich przyłapać, ale dobrze by było wrócić już do domu.
-Zapomnieliśmy o czymś- zastanowił się Paweł- Potrzebny jest nam spektakularny finał, aby uczcić naszą wielką przygodę.
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, kiedy grupka maniaków kulturalnych przebranych w staropolskie stroje przebrnęła obok nastolatków śpiewając:

Czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż
Czemu ty dziewczyno krzywo na mnie patrzysz ?

Ref: Gęsi za wodą, kaczki za wodą
Uciekaj dziewczyno bo Cię pobodą
Ty mi buzi dasz, ja Ci buzi dam
Ty mnie nie wydasz, ja Cię nie wydam.

Czerwone jabłuszko po ziemi się toczy
Tę dziewczynę kocham, co ma siwe oczy

Modre oczy miała, modrymi się śmiała
Modrymi mrugała bo innych nie miała

Tam gdzie czysta woda, tam koniki piją
Gdzie ładne dziewczyny, tam się chłopcy biją

Nie bijta się chłopsy, dla Boga świętego !
Nie wyjdę za wszystkich, ino za jednego.

Sancho mrugnął porozumiewawczo do kolegi agenta i obaj zaśmiali się cicho dumni z dobrze wykonanego przez nich dzisiejszego zadania.
-Może jakaś finałowa piosenka- podsunęła myśl Ola.
-Chętnie. Jest tu jakieś miejsce koncertów?
-Sala Kongresowa. Lecimy.
-Ale jak?
Sancho zagwizdał w palce swojej prawej łapy i zaraz na brzegu ulicy pojawił się stary polonez z emerytem za kierownicą.
-Chodźcie, dziecioczki, podwieźć was gdzieś?
Sancho i Cusco wybuchnę li śmiechem i podeszli do dziadka .
-Psze pana, pan tutaj?
-Słyszałem, że jakaś impreza się rozkręca, to może bym się raz na jakiś czas rozerwał!
-Hmm, możemy pana zabrać na najlepszą polską imprezę. Tylko musi nas pan zabrać ze sobą.
-Pewnie, jest jeszcze bagażnik!

I tak mniej więcej przez dwie godziny ekipa jechała w mini bagażniku poloneza słuchając starych emeryckich pieśni puszczanych w radiu.



X





-Sala Kongresowa! Jesteśmy na miejscu!

Scena rozbłyskiwała różnokolorowym światłem, wszędzie tłumy wiernych słuchaczy czekały na występy muzyczne. Ekipa pobiegła do sali, gdzie poprosili inżyniera o przejęcie koncertu (dali mu do przetestowania teleporter). Sami pobiegli do poczekalni, o tak, tam czekał do śpiewania całkiem niespodziewany zespół- Red Hot Chilli Peppers.
-Łał, nie wierzę własnym oczom- Olly otworzyła usta- Red Hot Chili Peppers! Miło was poznać!
-A nam miło poznać naszych fanów- odrzekł Anthony Kiedis, wokalista zespołu.- Chcecie autograf?
-Pewnie!- potaknęła Ola, ale Paweł odchrząknął.
-Nie mamy na to czasu. Chłopaki, przejmujemy z wami koncert.- powiedział.
-Będzie miło. Tam macie gitary. Lecimy z tym koksem!

Kurtyna spadła w dół.

Scar tissue that I wish you saw
Sarcastic mister know it all
Close your eyes and Ill kiss you cause
With the birds I'll share

With the birds Ill share
This lonely view and
With the birds Ill share
This lonely view and

Push me up against the wall
Young Kentucky girl in a push-up bra
Fallin all over myself
To lick your heart and taste your health cause

With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view

Blood loss in a bathroom stall
A-Southern girl with a scarlet drawl
Wave good-bye to ma and pa cause
With the birds Ill share

With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view and

Soft spoken with a broken jaw
Step outside but not to brawl
Autumns sweet we call it fall
I'll make it to the moon if I have to crawl and


(i will) With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
(i will) With the birds(share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
(i will) With the birds(share) I'll share
(this lonely) This lonely view

Scar tissue that I wish you saw
Sarcastic mister know it all
Close your eyes and I'll kiss you cause
With the birds Ill share

(i will) With the birds (share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
(i will) With the birds(share) Ill share
(this lonely) This lonely view and
(i will) With the birds(share) Ill share
(this lonely) This lonely view

I tak oto tłum widzów zaczął wiwatować I śpiewać razem z nimi.
Ponieważ nawet gdy czegoś lub kogoś nie znamy, możemy uważać go za kogoś kim nie jest. Nie warto się z tego powodu zmieniać dla jednej osoby, gdyż, och kochani, na błędach się uczymy! Co to byłby za idealny świat? Nie oceniajmy książki po okładce.
Grunt to spojrzeć na niektóre rzeczy z boku.

******

Drzwi salonu muzycznego otworzyły się z piskiem. Wyszła z nich Olly i obejrzała się w lewo i prawo po pokoju. Na wielkiej, czerwonej kanapie siedział Paweł czyszcząc swoją nową gitarę elektryczną.
-Hej. Nie przeszkadzam?- zapytała Olly.
-A skąd. Siadaj.
Dziewczyna zrobiła to i zapytała:
-Podobał ci się dzisiejszy dzień?
-O rety, pytanie. Był niesamowity! Udowodniliście mi wszyscy, że marzenia się spełniają.
-Marzenia- Ola przypomniała sobie rozmowę z Pawłem nad bieszczadzkim strumykiem- Chciałabym ci coś powiedzieć. Marzyć jest warto. To prawda, nie wszystkie marzenia się spełniają, ale wiesz- możesz stworzyć swój własny świat wyobraźni.
-Można to jakoś odróżnić od naćpania się?
Rodzeństwo wybuchło niepohamowanym śmiechem. Rzucili się sobie w ramiona i pocałowali, kiedy do pokoju weszli Fineasz i Izabela trzymając się za ręce.
-Najwidoczniej przeszkadzamy, ale widzowie domagają się bisu!- rzekł rudowłosy.

I wszyscy czworo (Ferb zajął się montażem sceny) pobiegli jeszcze raz, a dobrze, zakończyć imprezę.
Imprezę.
I przygodę.

Koniec

Roberts got a quick hand.
Hell look around the room,
He wont tell you his plan.
Hes got a rolled cigarette,
Hanging out his mouth
Hes a cowboy kid.

Yeah he found a six shooter gun.
In his dad's closet
With a box of fun things,
I dont even know what,
But hes coming for you, yeah hes coming for you.

All the other kids with the pumped up kicks
Youd better run, better run, outrun my gun. . .
All the other kids with the pumped up kicks,
Youd better run, better run, faster than my bullet.
All the other kids with the pumped up kicks
Youd better run, better run, outrun my gun. . .
All the other kids with the pumped up kicks,
Youd better run, better run, faster than my bullet.

Daddy works a long day.
He be coming home late, yeah, hes coming home late.
And hes bringing me a surprise.
Cause dinners in the kitchen and its packed in ice.
Ive waited for a long time.
Yeah the slight of my hand is now a quick-pull trigger,
I reason with my cigarette,
And say, Your hairs on fire, you must have lost your wits, yeah?

All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, outrun my gun. . .
All the other kids with the pumped up kicks,
You'd better run, better run, faster than my bullet.
All the other kids with the pumped up kicks
You'd better run, better run, outrun my gun. . .
All the other kids with the pumped up kicks,
You'd better run, better run, faster than my bullet


Napisy Końcowe

Copyright c) Dan Povenmire and Jeff Marsh
Fineasz I Ferb belongs to Dan Povenmire and Jeff Marsh

Ekipa z Danville belongs to Paweł Włotkowski & Ola Gajkowska

Ekipa z Danville Podróż do Polski

Autor odcinka- Ola Gajkowska
Z wierną pomocą Karola Frączka
Naszego redaktora

Postacie:
Olly Flynn-Darlin
Paweł Adamski
Fineasz Flynn
Ferb Fletcher
Izabela Garcia-Shapiro
Fretka Flynn
Cusco
Sancho
Pepe pan dziobak
Perełka pani kundelek
Doktor Dundersztyc
Buford Van Stomm
Baljeet Rai
Albert
Irving

GOŚCIE

Red Hot Chili Peppers
Johny Radyjko
Foster the People

DODATKOWO

Użytkownicy zakwalifikowani do odcinka:
Perry
Olly
Diego
Nachos
Carl
Fineasz

MUZYKA

Scouting for Girls- Famous
Necessary In- piosenka autorstwa Pawła G.(brat Oli)
Era zła- piosenka autorstwa Piorta K. (Phinny)
Last Christmas (przeróbka)
SDM- Zabieszczaduj
Bob Diddley- Judge a Book
Czesław Niemen- Sen o Warszawie
Muzykoterapia- Komedia
Czerwone jabłuszko
Red Hot Chili Peppers- Scar Tissue
Foster the People- Pumped up Kicks

Soundtrack do kupienia już w kwietniu 2012

All belongs to ©Disney FanWeb


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ezd.fora.pl Strona Główna -> Sezon 2 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin